Atuty niektórych miejsc mogą pozostać długo niezauważone, jeżeli owe miejsca obserwujemy pod niewłaściwym kątem. W przypadku baru „Złota Kurka” właściwy kąt to stolik z widokiem na wschód — przy czym należy zignorować dominujące w krajobrazie okna i spojrzeć na ściany między nimi. Tam oto rozpościera się warszawska Rawenna.
Lata powojenne to czas rozkwitu mozaikarskich technik zdobniczych w miejskiej przestrzeni publicznej. Ściany u zbiegu ulic Zgoda i Złotej, budynek EMPIK-u przy rondzie de Gaulla, kasetony pod arkadami na MDM– ie, żeby wymienić tylko te, które widzę na co dzień, śmiało mogą pretendować do rangi materialnego dziedzictwa kultury i to nie tylko jako dokument pewnej epoki – wiele z nich było (niestety można mówić o nich często jedynie w czasie przeszłym) jeżeli nie sztuką, to co najmniej dobrym wytworem rzemiosła.
Ironią losu można nazwać fakt, że mozaiki, które zdobiły zewnętrzne ściany domów, czyli te najbardziej narażone na kaprysy pogody czy (ostatnio) krótkowzroczność przedstawicieli wspólnot mieszkaniowych niszczących bezpowrotnie najlepsze przykłady sztuki użytkowej (m.in. neony) podczas zwyczajnego ocieplania budynku, otóż te właśnie mozaiki ocalały w ilości znacznie większej niż osłonięte od nieprzyjaznego świata wnętrza lokali użytkowych. Kawiarnie, cukiernie, miodosytnie (ktoś jeszcze pamięta co to miodosytnia?) i restauracje różnych kategorii obfitowały we wszelaką sztukę naścienną. Podręcznikowym przykładem jest wystrój warszawskiego baru „Lajkonik” ze spontaniczną pracą zbiorową przedstawicieli artystycznej bohemy, innym, mniej znanym jest dawna miodosytnia ozdobiona rysunkami Antoniego Uniechowskiego. Od kilku miesięcy można znów podziwiać cudem ocalone słynne satyryczne freski „Lajkonika”, jednak stanowi to tylko potwierdzenie smutnej reguły, która dotyczy reszty lokali. Rysunki Uniechowskiego zamalowane, mozaiki w restauracji „Mazowsze” skute – dziś jest tam siedziba banku… nie wiem co z dawnym barem kawowym Ali – Baba wyściełanym niemal w całości mozaiką nadającą mu wygląd jaskini.
Przyglądając się tej na chybił – trafił wyciągniętej z pamięci liście, można dojść do wniosku, że w większości wymienionych przypadków zmiana właściciela nie wpłynęła korzystnie na zachowanie śladów przeszłości. Można w związku z tym dziękować losowi i mieć nadzieję, że „Złota Kurka” nie tylko była i jest, ale też długo pozostanie barem mlecznym. Tu czas zatrzymał się zarówno w menu, meblach, okienkach przyjmujących zamówienie i wydających potrawy, jak i w dwóch mozaikach zdobiących przestrzeń międzyokienną.
Każda mozaika zbudowana jest z trzech poziomych kompozycji o tematyce nawiązującej do oferowanych w „Złotej Kurce” potraw, czyli nabiału. Motyw wiodący to zwierzęta mleczne – krowy, kozy, owce, oraz drób – dolna kompozycja przedstawia dwie zwrócone do siebie dzióbkami kokoszki umiejscowione nad rządkiem kurczaków. Na sąsiedniej mozaice odpowiednio w tym miejscu dziobią ziarno dwie perliczki.
W odbiorze całości przeszkadza tylko jeden element mówiący co nieco o dzisiejszej estetyce. Jest to nowoczesna śnieżnobiała rura ciepłownicza biegnąca zgodnie z zasadą greckiego złotego podziału w miejscu, w którym wzrok widza powinien natrafić na rzecz w obrazie najważniejszą. Można ironizować, że nie jest to sprawa przypadku, bowiem rury występują w bliźniaczej harmonii przed obiema mozaikami.
Czytelnik tego bloga musi wybaczyć jakość ilustrujących tę notkę fotografii. Zdjęcia, mimo zgody kierowniczki baru, nie były łatwe do wykonania z uwagi na konsumujących pod mozaikami klientów. Wiedząc jak nietaktowne jest przerywanie komuś posiłku, musiałam dokonywać swoistej ekwilibrystyki, chcą uchwycić świat mlecznej fauny w tle. Tym bardziej, zachęcam do podziwiania opisanych dekoracji na żywo … póki jeszcze są.
Adres: Bar „Złota Kurka” ul. Marszałkowska 55/73, Warszawa (okolice Placu Konstytucji)





